- Jedziecie jutro na Rysiankę? Są krokusy! - zadzwoniła w sobotę Dorota.
- No jasne! To o której wyjeżdżamy? :)
Rysiankę mieliśmy w planach od dawna. Zwłaszcza tę udekorowaną krokusami. Zawsze jednak trzeba było odłożyć jej zdobycie na później. Niedawno też już przymierzaliśmy się ale... pogoda w tym roku nas nie rozpieszczała. Jeszcze tydzień przed naszym wyjazdem Rysianka była okryta białym płaszczem śniegu. Jednak wieść o krokusach rozniosła się dość szybko, taka jest magia Internetu.
Wchodziliśmy od Zawoi. Pierwszym przystankiem była Hala Boracza, którą kiedyś już tu pokazałam (przy okazji spaceru z Milówki). Tym razem nie szliśmy do schroniska na słynne jagodzianki, tylko ruszyliśmy w stronę Hali Lipowskiej. Krokusy mieliśmy okazję podziwiać w kilku miejscach, chociaż prawdziwy wysyp był właśnie na Rysiance. Miejscami były też ślady po niedawnej zimie i zdarzyły się fragmenty trasy, podczas których szliśmy po śniegu. Było więc bardziej malowniczo! W schronisku na Rysiance było tyle osób, że zrezygnowaliśmy z wizyty w środku (wrócimy kiedy indziej), ale nie ma się co dziwić, to był pierwszy weekend z piękną pogodą sprzyjającą górskim wycieczkom.
Cudowny wypad, z którego mamy już wywołane zdjęcie w ramce. Natomiast w sumie zrobiliśmy tyyyle fotek, że miałam dylemat, które tutaj zamieścić. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz