Ponad tydzień temu przywitaliśmy wiosnę. Tę kalendarzową oczywiście. Bo prawdziwa gości u nas od dawna. Z pierwszym dniem wiosny nic nie kojarzy mi się tak bardzo jak właśnie most, na którym powstały te zdjęcia. Wspomnienia sięgają czasów wczesnej podstawówki, kiedy to w tym właśnie dniu odbywało się uroczyste topienie Marzanny. A właściwie to Marzann... bo każde dziecko miało swoją. Swoją osobistą Marzannę przygotowaną wcześniej na zajęciach w szkole. Uwielbiałam takie zajęcia, bo nie dość, że były twórcze, a to mi zawsze bardzo odpowiadało, to jeszcze mogłam odziać Marzannę według własnego widzimisię a projektowanie strojów, nawet jeśli modelką była tylko Marzanna a nie lalka Barbie, bardzo mi odpowiadało. Tak więc zawsze 21 marca klasy rozdarowanych dzieci podążały w stronę rzeki Kłodnicy, aby tam zatopić swoje dzieła i tym samym symbolicznie pożegnać zimę. Jak tak sobie teraz myślę, dla środowiska była to prawdziwa zbrodnia... Każda klasa liczyła ponad 20 dzieci, więc nawet, jeśli wybrałoby się tylko 5 klas, to około 100 "Gałgankowych Panienek" zaliczyłoby rzecną kąpiel zanieczyszczając naszą i tak już brudną rzekę. Zwyczaj ten został chyba zakazany, chyba... Spacerując po moście w tym roku nie zobaczyłam żadnej Marzanny, która zaczepiła się o brzeg rzeki (a to zdarzało się zawsze). Za to kaczki swobodnie sobie pływały. Więc chociaż zwyczaj był ciekawy i wspomnienia są całkiem fajne, dobrze, że już się go nie praktykuje.
Chociaż tekst jest wiosenny, ja mam na sobie wyjątkowo niewiosenne barwy czyli ulubioną czerń. Dodatki tym razem są w kolorze starego złota, które ostatnio zostało wyparte przez to intensywnie błyszczące.
- kurtka -second hand
- spódnica -Camieu
- buty -Reserved
- rękawiczki -Caliope
- kolczyki -SIX
- opaska -Terranova