Wreszcie koncert, na który nie trzeba było jechać przez pół Polski. I to jaki koncert! Judas Priest! Zespół występował już w naszym kraju, ale nigdy nie było mi dane się wybrać. Nareszcie się udało.
Bilety rozeszły się w ekspresowym tempie, pewnie również dlatego, że suportem był legendarny thrashowy zespół Megadeth. Kiedy my je zamawialiśmy, zostały już tylko boczne sektory. Dlatego też zdjęcia tym razem będą z tej perspektywy. Jak zawsze - ostatnio - robione kompaktem, bo tylko to można wnieść. Za to z dobrym zoomem, więc kilka nadaje się do pokazania światu :)
Zdjęć z Megadeath nie udało się uratować. Więc będą tylko Judasi, ale to w sumie dla nich jechałam.
Trasa koncertowa była związana z promocją najnowszej płyty "Firepower". Więc były utwory z tej płyty, ale oczywiście nie zabrakło również największych hitów, na które większość czekała. Poza doskonałą dawką heavy metalu było oczywiście niezwykłe widowisko. Rob Hallford wielokrotnie zmieniał kurtki i płaszcze. Kilka lat temu zostałam zapytana, jaki byłby mój wymarzony zawód. Odpowiedziałam, że "stylista gwiazd rocka". Po tym koncercie stwierdzam, że jednak marzenie się nie zmieniło. Dla takiego Hallforda mogłabym projektować stroje! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz