Umówiłam się dzisiaj po pracy z przyjaciółką w Katowicach. Kiedy przyjechał autobus powrotny, usiadłam wygodnie w tyle i zanurzyłam się w lekturze Werandy Country. Byłam już "w ogrodzie" (o którym pisała redaktorka pisma), kiedy podeszła do mnie nastoletnia dziewczyna z pytaniem, czy ten autobus na pewno jedzie do Halemby. Rozejrzałam się wokół i zrobiłam wielkie oczy, bo zazwyczaj jedzie nim mnóstwo osób a byłyśmy tam same. Dotarło do nas, że autobus zakończy trasę w katowickiej zajezdni. Poszłyśmy zapytać kierowcę i ten potwierdził nasze przypuszczenia. Wysadził nas wspaniałomyślnie na najbliższym przystanku, ale o zdążeniu na właściwy autobus już nie było mowy, właśnie była godzina odjazdu. Zaproponowałam więc, aby podbiec na kolejny przystanek. Ja oczywiście szybko straciłam energię. Dziewczyna dzielnie dawała sobie radę. Ostatecznie autobus poczekał chwilę na światłach, więc byłyśmy nawet przed nim. Pod koniec trasy wsiedli znajomi tej dziewczyny i opowiadała im, jak biegła na autobus i jak to dostała zadyszki (ufff... a już myślałam, że tylko ja...). No i nadszedł moment kiedy usłyszałam: "i tak biegniemy z tą babą...". Tatam! I nagle poczułam się tak staro. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz