Dzisiaj Halloween, więc na blogach wszelakich będą królowały przebrania rodem z horrorów oraz motywy lampionów z dyni. Jako że jestem po dość skomplikowanym zabiegu usuwania ósemki, to moja twarz jest opuchnięta niczym halloweenowa dynia. Kolory też mam "na czasie", bo siniak przy opuchliźnie jest aktualnie fioletowo-żółty :D Tak więc z wiadomych powodów nic aktualnego nie na bloga wrzucę. Ale skoro mamy Halloween, to niechaj i mój stój będzie dziwny, a przynajmniej taki, w jakim po ulicy bym nie biegała, i to nie tylko z powodu piętnastocentymetrowych obcasów :)
Chociaż do moich drzwi nie pukają jeszcze przebrane dzieciaki z pytaniem "cukierek albo psikus?" (hmm.. a może to dlatego, że w naszej klatce po prostu nie mieszkają małe dzieci), to mam wrażenie, że Halloween coraz bardziej przybiera w naszym kraju na sile. Przejmujemy od Amerykanów wszystko, nie zastanawiając się o co w tym chodzi. Nie mam nic do lampionów z dyni (baa! nawet je lubię) ani mrocznych przebrań (też lubię takie klimaty). Jednak wydaje mi się, że za jakieś dwadzieścia lat przełom października i listopada będzie się kojarzył przede wszystkim z Halloween właśnie...
Jak już przy fascynacji Ameryką jesteśmy, a ubraniowe nawiązanie musi być, często amerykańskie motywy goszczą na naszej garderobie. Pomijając już wszechobecną flagę (którą bardzo lubię), ostatnio na damskich koszulkach pojawia się Nowy York. U mnie też będzie amerykańsko, ale dla odmiany wybrałam Chicago. Szkoda tylko , że za wielką wodą nie noszą koszulek z napisem Katowice lub Kraków :)
- bluzka - second hand +diy (powiększyłam dekolt)
- spódniczka + halka -second hand
- pasek - second hand
- buty -prezent
- obróżka -Zara
- bransoletka -n/n
- pierścionek -Glitter
- kolczyki -Glitter