Tym razem będzie przeróbka sztywnej sukienki. Niestety, czasem i takie trzeba założyć. Wesel i innych imprez na sali nie lubię, ale kiedy już idę, staram się dopasować do okazji.
Tę sukienkę przerabiałam dwa lata temu.
Kupowanie swojej garderoby zaczęłam od szpilek. Miętowych. Tych z wpisu Through the Rain. No i postanowiłam dobrać do nich pasującą sukienkę, również miętową. Okazało się to trudniejsze niż myślałam. Maratony sklepowe się odbyły, a ja dalej miałam bez sukienki. Nie dość, że tych miętowych wcale nie było jakoś specjalnie dużo, to jeszcze kształt większości z nich mi nie pasował. Za krótkie, zbyt workowane, za dużo wycięć... Ostatecznie zdecydowałam się na trochę przeceniony model z Reserved. Ale nie był to szczyt moich marzeń, więc postanowiłam ją przerobić, aby była bardziej w moim stylu. Jakbym wiedziała co mnie czeka, to bym jednak biegała po sklepach dalej... Może część z Was stwierdzi, że zniszczyłam całkiem dobrą sukienkę. Ja ostatecznie z efektu byłam zadowolona.
Początkowa wersja przedstawiała się następująco:
...na wieszaku jeszcze jako tako.... na mnie znacznie gorzej:
Zbyt zabudowana, za luźna u góry.... Więc ją pocięłam. Na początku wycięłam wszystkie "falbankowe" wykończenia...
...a jak ją przymierzyłam, to zaczęłam ciąć dalej i zmieniłam dekolt.
Kolorystycznie wydawała mi się zbyt nijaka, więc postanowiłam ją ożywić czarną koronką. Dokładnie tę samą, którą przyszywałam do łososiowej sukienki. I, jak zawsze, mogłam liczyć na kocią pomoc. :)
Na koniec "podrasowałam" wiązanie z tyłu. Wiecie, że takie detale lubię. Ale tutaj, z powodu zielonego sznurka, to się jakoś chowało. Zmieniłam więc sznurek na czarny z koronki.
Dodałam również czarny pasek. Całość mogliście już obejrzeć dwa lata temu w poście Szpilki na Giewoncie.
Sukienkę miałam na sobie jeszcze raz rok temu podczas wesela przyjaciółki. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz