W styczniu pokazałam Wam zdjęcia z wyjazdu do Karpacza.
Po dwudniowym zwiedzaniu okolic postanowiliśmy się wybrać na zamek Chojnik. To na ten punkt wycieczki najbardziej cieszył się Przemek, bo zamek znał tylko ze zdjęć. Ja byłam już na Chojniku z koleżankami w 2010 roku, ale to takie miejsce, które chętnie odwiedza się je po raz kolejny. No i nie byłam tam razem z Przemkiem. Na zamek wchodziliśmy z Sobieszowa, jest to dzielnica Jeleniej Góry. Z Karpacza jechaliśmy busem do centrum Jeleniej Góry a następnie już miejskim autobusem do Sobieszowa. Na początku trasy jest rozwidlenie na dwa szlaki. Taki bardziej "spacerowy", który wybierały rodziny z dziećmi i taki "po skałach" .Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zdecydowali się na drugi. Jednak niezależnie od wyboru, "swoje" trzeba przejść, bo zamek mieści się na szczycie góry o wysokości 625 metrów n.m.p.. Ma to oczywiście także plusy, bo widoki z takiej wysokości są cudne. Zamek pochodzi z XIV wieku, a do naszych czasów zachowały się malownicze ruiny które zobaczycie na poniższych zdjęciach.
Historii zamku nie będę przytaczać, bo znajdziecie ją na wielu stronach. Wspomnę tylko, że w sierpniu 1675 roku w zamek uderzył piorun i wybuchł pożar. Po nim budowla popadła w ruinę, której już nigdy nie odbudowano.
Z zamkiem wiąże się ciekawa legenda o księżniczce Kunegundzie, córce właściciela zamku. O rękę pięknej i zamożnej panny starało się wielu zacnych rycerzy przybywających na zamek. Księżniczka postawiła jednak zainteresowanym jeden "drobny" warunek. Obiecała, że zostanie żoną tego, który w pełnej zbroi objedzie na swoim wierzchowcu wokół zamkowych murów. Kto z Was zwiedzał zamek ten wie, jak strome są zbocza góry. Zadanie wiec jest raczej niewykonalne. Jednak legenda głosi, że wielu śmiałków próbowało i dla wszystkich kończyło się to tragicznie. Ginęli spadając w przepaść. Mądrzejsi po prostu wcześniej przekalkulowali ryzyko i w ogóle nie podejmowali się zadania. Minęło wiele lat, mnóstwo rycerzy straciło życie i wreszcie na zamku pojawił się taki, który od razu wpadł w oko Kunegundzie. Księżniczka chciała nawet oszczędzić mu karkołomnego zadania, ale śmiałek był tak dumny, że podjął wyzwanie. Objechał zamek i, o dziwo, jego koń utrzymał się na urwistym szlaku. Szczęśliwa Kunegunda pobiegła mu na powitanie i tu spotkało ją totalne zaskoczenie. Rycerz nie był zainteresowany małżeństwem z tak okrutną kobietą, której szalony pomysł pozbawił życia tylu niewinnych ludzi. Po prostu odjechał, a zrozpaczona Kunegunda rzuciła się w przepaść. Legenda głosi, że jeden z rycerzy będących ofiarą pomysłu księżniczki nawiedza zamek. Więc jeśli pokaże Wam się duch w postaci jeźdźca na koniu, to będziecie wiedzieć, z kim macie do czynienia. :)
Zarówno zamek, jak i legenda o Kunegundzie pojawiają się w wielu utworach literackich.