czwartek, 15 października 2020

Z MILÓWKI NA HALĘ BORACZĄ 26.09.2020

Ten wyjazd od początku nam odradzano, bo prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne. Delikatnie mówiąc. Miało padać przez większość soboty i całą niedzielę. Ale był to jedyny weekend, kiedy mogliśmy się wybrać w góry z moją przyjaciółką Olą, która przyleciała ze Szkocji. Kiedy wysiedliśmy w Milówce, zostaliśmy powitani intensywnym deszczem, który z każdą minutą przybierał na sile. Poszliśmy więc zostawić bagaże w pensjonacie Pod Modrzewiami (super miejsce, polecamy!) i rozpocząć naszą górską przygodę. Zaplanowaliśmy trasę lekką i przyjemną - na Halę Boraczą. Już raz nie udało nam się tam dotrzeć (zimą z Rajczy), więc teraz był czas najwyższy nadrobić zaległości. Kiedy opuściliśmy nasz pensjonat, deszcz był już tylko wspomnieniem, a z każdą chwilą robiło się cieplej i słoneczniej. Szliśmy zielonym szlakiem, który zaczyna się na ulicy Turystycznej. Na początku prowadzi drogą asfaltową, potem wchodzi się w las. W pewnym momencie jest odbicie w lewo (zdjęcie z Przemkiem). I tutaj napotkaliśmy na rozwidlenie, które było nieoznakowane. Założyliśmy, że po prostu drzewo ze znakiem zostało wycięte. Jednak gdy przez dłuższy czas nie było znaków, zrozumieliśmy, że to jednak nie ten kierunek. Poszliśmy jeszcze trochę w górę, bo godzina była młoda. I wtedy, w oddali zobaczyliśmy schronisko na Hali Boraczej otoczone cudowną mgłą. Już choćby dla tego widoku warto było tam wejść. Jednak trzeba było podjąć decyzję, co dalej - zejść z góry i wrócić na szlak czy iść dalej przed siebie? Ryzyko niewiadomej ilości "górek i dolinek" przekonało nas jednak do pierwszej opcji. Jak się okazało, przed "naszym" rozwidleniem dróg była ścieżka w prawo, którą łatwo przeoczyć. Pewnie nie byliśmy jedyni, którzy to zrobili. Teraz już właściwą drogą szliśmy do celu. A na szczycie było prawdziwe oblężenie (niech Was nie zmylą zdjęcia, na których miejsce wygląda na puste). Ale słynnych jagodzianek wystarczyło dla wszystkich. Kiedy wracaliśmy, zaczęło się trochę chmurzyć, ale deszczu nie było już do końca dnia. Dobrze, że nie posłuchaliśmy speców od pogody i zdecydowaliśmy się na wycieczkę. Bo to był naprawdę udany wypad! Drugiego dnia też trochę pospacerowaliśmy, ale o tym już opowiem w kolejnym poście. :)














































Idealne przesłanie dla nas! :)

Jest i słynna jagodzianka...

...oraz coś do popicia :)




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz