Taka gra słowna! Skoro łapiemy zachodzące słońce, to neologizm SUNCATCHER totalnie mi tu pasuje. Zwłaszcza, że do zdjęć wykorzystaliśmy akurat zakupiony łapacz snów. :)
Każdy zachód słońca jest inny. Po deszczowym dniu (o którym pisałam przy okazji wydm) i z czekającymi nas chwilę później opadami, ten ma dość zimne barwy. Ale też jakże piękne. Nie wybraliśmy się, jak w poprzednich dniach, na naszą odludną plażę. Wykorzystując przerwę między deszczami zdecydowaliśmy się na najbliższe wejście, przy zameczku. Ze względu na pogodę tłumów na szczęście tym razem nie było. I udało nam się złapać w obiektywie kilka fajnych widoczków. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz