czwartek, 9 marca 2017

ŚKUP. OD ABSURDU DO ABSURDU...

Czym jest ŚKUP, Ślązakom chyba tłumaczyć nie muszę. I pewnie większość osób na nią skazanych,  na sam dźwięk tego słowa zgrzyta zębami. Dla pozostałych: ŚKUP = Śląska Karta Usług Publicznych. Oficjalnie jest to coś, co zastępuje dawny bilet miesięczny. A w rzeczywistości jeden z etapów inwigilacji społeczeństwa oraz trening na cierpliwość. Moja cierpliwość do tego wynalazku skończyła się w dniu dzisiejszym.

Dawniej kupował człowiek bilet miesięczny pod koniec danego miesiąca i przez cały kolejny jeździł z owym papierkiem w portfelu i przypominał sobie o nim jedynie podczas kontroli czyli sporadycznie. Ale to, co przez dziesiątki lat było dobre, ewidentnie komuś przeszkadzało i postanowił to zmienić na gorsze. Chociaż słowo "gorsze" to w tym wypadku eufemizm. ŚKUP to porażka na każdym froncie. Broniłam się przed tym jak mogłam, i tak długo jak się dało, jeździłam na "papierowych" biletach miesięcznych. Ale kiedy je wycofano, i ja musiałam przejść na ŚKUP. Już sam proces zakładania tych kart i ich odbierania był absurdalny, a kolejki do wyznaczonych do tego celu punktów przypomniały nam czasy PRLu. Ale pomińmy już to. Było, minęło, sprawa jednorazowa. Za to totalnie absurdalna stała się jazda z biletem miesięcznym "zapisanym" na karcie ŚKUP. Przy wejściu trzeba przyłożyć kartę do wyznaczonego w tym celu czytnika. Czytniki często nie działają, trzeba robić maraton po autobusie w poszukiwaniu kolejnego, który być może działa, a często nie. Absurdalna sytuacja ma też miejsce na początkowych przystankach. Czytniki są po prostu nieczynne. Pasażerowie zajmują miejsca, autobus rusza, a urządzenia nadal nie działają. Każdy tylko zerka w ich stronę. Zdarza się, że i na kolejnym przystanku nie działają. Kiedy zaczynają działać, ktoś podbiega "odbić" kartę i nagle w autobusie robi się pospolite ruszenie, bo każdy wstaje ze swojego miejsca i nerwowo podbiega w stronę czytnika. Przy wyjściu nie jest lepiej. Zwłaszcza na końcowym przystanku, gdzie czytnik też jest nieraz przed czasem zablokowany. Tak więc rabat przyznawany za odpowiednią ilość "odbitych" wyjść w stosunku do wejść jest praktycznie nieosiągalny, bo, pomimo naszych szczerych chęci, system nam to uniemożliwia. Machnięcie ręką na zbliżanie karty do czytnika przy wyjściu też jest pomysłem średnim, bo polem robi się podczas kolejnego wejścia, kiedy to czytnik wyświetla komunikat "wyjście nie zapisane, wymusić wyjście?". Wymaga to dodatkowego czytania, klikania i, co za tym idzie, czasu spędzonego przy czytniku podczas wejścia. No i generuje za nami kolejki podirytowanych pasażerów, którzy też chcą "odbić" kartę i wejść do autobusu. I tak w przybliżeniu wygląda teraz podróż komunikacją miejską. Sytuacja robi się jeszcze ciekawsza, kiedy jeden bilet traci ważność i trzeba nabyć następny. Akurat w moim przypadku to było dzisiaj. Wczoraj jeszcze nie mogłam kupić biletu, bo system nie policzył ilości wejść i wyjść (ostatecznie do rabatu brakło mi jakieś 2% przez błędy czytników). Po północy kupno biletu kompletnie wyleciało mi z głowy (a ci, którzy chodzą wcześniej spać, musieliby sobie z tej okazji zaserwować nocne czuwanie). Do pracy miałam na rano, więc bilet kupiłam około godziny siódmej. Weszłam do autobusu, zbliżyłam kartę do czytnika i wyświetlił się komunikat, że mam niewystarczającą ilość środków na koncie. Następnie przesiadłam się na tramwaj i komunikat był identyczny. O ironio, trafiłam na kontrolę biletów. Kupiony przez Internet bilet "widmo" kontrolerowi też się nie wyświetlał, więc zarobiłam mandat. Na infolinii dowiedziałam się, że kupiony w ten sposób bilet aktywuje się po trzech godzinach. Czyli powinnam była wstać o czwartej rano żeby go kupić? Kiedy po 15stej wyszłam z pracy w dwóch kolejnych tramwajach bilet dalej nie działał, więc w razie kontroli mogłam stać się posiadaczką jeszcze dwóch mandatów. Podeszłam do punktu ŚKUPu wyjaśnić sytuację. Pracownik poinformował mnie, że bilet przecież się wyświetla i od rana jest ważny. Szkoda, że tylko on go widział. Mandat podobno (!) może zostać anulowany. Ciekawe, czy jak jutro rano pojadę do pracy, czeka mnie powtórka z rozrywki. I czy już zawsze będziemy skazani na podróże komunikacją miejską z przygodami??? Pewnie tak, bo przecież jakoś "musimy" być inwigilowani, więc o dawnych papierowych biletach miesięcznych możemy sobie zapomnieć. Przecież informacje, o której godzinie, skąd i dokąd jedziemy są teraz podane jak na tacy...

  • kurtka -second hand
  • spodnie -second hand
  • top -second hand
  • czapka -second hand
  • pas -second hand
  • buty -Venezia
  • kolczyki -Parfois










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz