Wiem, że "na nowy rok przybywa dnia o barani skok". Ale jakoś przez cały styczeń tego totalnie nie odczułam. Zawsze kończę pracę o 17:00, wychodziłam i na dworze było czarno. Od jakichś trzech dni mam wrażenie, że po wyjściu jest już tylko szaro. Oczywiście, zanim dotrę na przystanek autobusowy, i tak niebo zdąży ubrać się w czerń. Ale jednak te szarości o godzinie 17:00 cieszą i jest to już mały krok w stronę dłuższego dnia. :)
Ja za to będę cała w czerni i taka jakaś mroczna (chyba to zasługa długiego czarnego płaszcza). Wszystko (poza naszyjnikiem) to zdobycze z second handu.
Ok... na mnie już pora! Siedemnasta się zbliża, więc idę w... szarość. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz