Tak, jak zapowiedziałam w poprzednim poście z Koniakowa, zapraszam Was do Chaty Kawuloka w Istebnej. Kto czyta tego bloga wie, jak uwielbiam góralskie chaty. Byłam więc przeszczęśliwa, że miałam okazję zwiedzić to miejsce.
Dzięki uprzejmości mieszkającego obok Piotrka, mogliśmy nie tylko obejrzeć, jak wygląda w środku, ale również dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy na temat życia górali z tego regionu. Może dziwić fakt, że chata pochodząca z 1863 roku nie posiada komina (czyli nazywamy ją kurną czy też kurlawą). Odpowiedź jest zaskakująca - za posiadanie komina trzeba było płacić podatek! Dowiedzieliśmy się również, jak ważną rolę w domu pełnił stół, jak zajmowano się dziećmi, także podczas prac polowych. Właściciel chaty, Jan Kawulok, był twórcą instrumentów muzycznych. Kilka z nich mogliśmy zobaczyć a nawet mieliśmy okazję jeden wypróbować i muszę przyznać, że granie na nim proste nie było. Pan Kawulok wraz z żoną w chacie mieszkali do lat 50tych ubiegłego stulecia. Później wybudowali sobie dom w pobliżu, gdyż chatę odwiedzali coraz liczniejsi turyści. Przeznaczono ją więc na muzeum. Po śmierci Jana, izbę (muzeum) prowadziła jego córka Zuzanna (zm. 2018).
Podczas zwiedzania towarzyszył nam kot Filip, który chatę zna doskonale i widać było, że czuł się w niej, jak u siebie. A nam umilał pobyt.
Ciekawe jest to, że z drogi chata w ogóle nie rzuca się w oczy, wręcz jest od niej osłonięta długim dachem. Więc kto o niej nie wie, idąc drogą, nie ma pojęcia, jakie cudo mija. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz