Zaplanowany na wczorajszy wieczór post sobie poczeka, za to wrzucam kolejne DIY.
Po walce z szafką i papierem ściernym (dzisiaj ciąg dalszy, a efekt, być może, pokażę na blogu), postanowiłam zrobić sobie bransoletkę. Kupiony za grosze w tym celu zestaw od kilku dni leżał na półce i czekał, aż coś z niego zrobię.
Mia też musiała obejrzeć "budulec"...
...i sprawdzić łapką jego wytrzymałość.
Nie było to planowane, ale tak się złożyło, że akurat, kiedy miałam się bawić w tworzenie bransoletki, zaczął się mecz Polska - Portugalia, w którym graliśmy o wejście do półfinału. Skupiona na koralikach, meczu nie oglądałam, ale cały czas słuchałam komentatorów. A skoro mecz, to było i piwko i paluszki. Tak tak, je Miunia też musiała sprawdzić (lubi słone produkty).
Ok, wracamy do bransoletki. Koraliki nawlekałam na żyłkę jubilerską. Ze względu na ich niewielkie gabaryty, wybrałam żyłkę o grubości 0.4.
Robiłam z nich cienkie bransoletki. Aby żyłka się nie rozwiązywała (jest śliska), wiązanie umacniałam klejem Kropelka. Dla niedowiarków, jest zdjęcie z meczem w tle. :)
Ostatecznie powstało pięć bransoletek, które na końcu spięłam chwostem. Ten pochodzi z naszyjnika, w którym był już nadmiar ozdób i chwosty robiły przesadzony efekt.
Tak, tak. Chwost też został sprawdzony przez Mię. Został nawet na chwilę porwany w pyszczku, ale nie zdążyłam na zdjęciu uchwycić tej kociej ucieczki.
No i gotowe! Ze względu, na to, że koraliki są takie drobne, nawlekanie ich trwało dłużej niż w przypadku innych bransoletek. Zrobienie całości zajęło mi cały mecz plus dwie dogrywki, bo po naszym spektakularnym golu strzelonym przez Roberta Lewandowskiego na samym początku meczu i zremisowaniem przez Portugalczyków, nadal był remis.
Przyznam, że na koniec nawet mi (!) się udzieliły piłkarskie emocje. Rzuty karne już oglądałam. I pomimo, że nie udało nam się wejść do półfinału, muszę przyznać, że polska reprezentacja zrobiła kawał dobrej roboty. Jeszcze raz, BRAWO NASI! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz