No i mamy ostatni weekend wakacji. Wakacje w sensie "czas wolny" mnie nie dotyczą, bo nie mam szkolnego zawodu. Na urlop też nie było mi w tym roku dane pojechać (nie licząc dwóch dni wolnych od pracy plus dwóch dni weekendowych czyli wyjazdu na Masters of Rock). Ale mimo wszystko na myśl o końcu wakacji robi mi się zawsze smutno. Bo zawsze mam tę świadomość, że już nie będzie takich słonecznych dni, że coraz szybciej będzie robiło się ciemno... i zimno (a zmarzluchem jestem strasznym!). Skończą się plenerowe imprezy i koncerty...
Dzisiaj ominął mnie chorzowski Beerfest i koncert 4 Szmerów, ale przeziębienie jakoś nie chce się ze mną rozstać. A biorąc pod uwagę zbliżający się (tak tak, to już za 3 dni!) dwudniowy wypad na Podkarpacie, gdzie będę zwiedzać tamtejsze zamki (już nie mogę się doczekać!) wolałam nie kusić losu i siedzę grzecznie w domu :)
Zdjęcia, które dzisiaj wrzucam, miały być robione na tle zboża. Jakoś taki miałam zamysł do tej "sesji" (wiem, sesja to zbyt górnolotne słowo). Dokładnie na tle tego samego, które tworzy tło chabrowego posta. Niestety, jak dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy już tylko zaorane pole. Zrobiło mi się smutno bo to także zwiastun końca lata... I nie wiem czy to wina zbliżającej się jesieni, czy atakujące mnie już wtedy przeziębienie, ale jak zrzuciłam zdjęcia na komputer to odkryłam, że ani na jednym się nie uśmiecham.
Zatem obiecuję poprawę -na następnych zdjęciach postaram się być weselsza :)
- sukienka -szafa.pl +diy (doszyłam resztę falban bo w oryginalnej wersji była tylko ta pierwsza bardzo krótka)
- naszyjnik -Glitter
- bransoletka -Vero Moda
- sandały -Divided (H&M)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz