Jakoś tak się przyjęło, że niektóre kolory zarezerwowane są
dla konkretnych pór roku. I na przykład taki czarny nosimy, gdy jest zimno… To
znaczy dla nas, rockmanów i metali wszystkie pory roku są idealne, żeby nosić
czarne ubrania. Mam tu na myśli jakieś takie ogólne zasady. Jesienią wystawy
sklepowe sugerują, że warto wtopić się w las i królują tutaj brązy, beże,
ciepłe żółcie, czerwienie oraz rude barwy.
Zaś jednym z najbardziej typowych (a ostatnio i niezwykle modnych)
kolorów lata jest miętowy, który wraz z nadejściem pierwszych chłodów jakoś
traci na popularności. I tym razem taki kolor będzie dominował w poście. Oczywiście
nie będzie jesiennie, bo zdjęcia były robione jeszcze latem, kiedy z nieba lał
się żar. Mięta, mini, falbanki czyli bardziej letnio się nie da… Tylko że ja
się uparłam, że ma być na rockowo. Jak dla mnie to jedna z najtrudniejszych do
urockowienia sukienek w mojej szafie. Kiedy ją kupiłam trzy lata temu, to nosiłam ją do czarnych legginsów za
kolano i spinałam ją czarnym paskiem. Obecnie na pewno bym się tak nie ubrała. Tym razem żeby nie
było zbyt topornie, wybrałam skórzaną kamizelkę oraz wysokie skórzane sandały.
- sukienka -second hand (H&M)
- kamizelka -szafa.pl (Tally Weil) +diy (wymieniłam świecidełka na srebrne ćwieki)
- sandały -n/n
- naszyjnik -kupiony w Hebe
- bransoletka -Vero Moda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz