Przez Wałbrzych już nieraz mieliśmy okazję przejeżdżać. Ale jeszcze nigdy nie byliśmy na rynku i jego okolicach. Będąc więc w pierwszy majowy weekend na Dolnym Śląsku, postanowiliśmy zwiedzić Wałbrzych. Kiedy szliśmy w kierunku rynku zobaczyliśmy... czarnego kota. Tak, kota na szczęście! Ów kot, jako bardzo gościnny mieszkaniec Wałbrzycha, zaprowadził nas aż na sam rynek. Więc nie dość, że gościnny, to jeszcze czytał nam w myślach! :) Rynek wygląda dość ładnie, najbardziej spodobała nam się biblioteka. A co zobaczyliśmy po opuszczeniu rynku? Całe mnóstwo kontrastów. Były budynki super odrestaurowane, ale były też takie, które się dosłownie sypały. Często ładne i aż żal było patrzeć, jak popadają w ruinę. Ale pewnie ich "podrasowanie" w zgodzie z konserwatorem zabytków to wyjątkowo droga zabawa.
Pospacerowaliśmy trochę po mieście. W święto narodowe było dość wyludnione, ale to nawet lepiej. Jakie odczucia? Że Wałbrzych to miasto z potencjałem, ale okrutnie nadgryzione przez ząb czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz